wtorek, 26 maja 2015

Pewne wspomnienia wracają o dawnych przyjaciołach

Witajcie :)

Znów piszę z dużym opóźnieniem. Prawdziwym powodem była niewielka aktywność tutaj, lecz pewna osoba wciąż namawiała mnie do podzielenia się moją historią. Stąd też jestem ja, ten post i to, co chcę Wam przekazać, a to najważniejsze.
Ostatnio sporo działo się z moim życiu. Wciąż poznaję nowych ludzi. Niektórzy są wyjątkowi, niektórzy okropni. Wciąż dążę do osiągnięcia swego celu. Wciąż spotykają mnie przykre wypadki, jak o w życiu. Jeśli układa się w pracy, w końcu podniosłam się z kolan po zerwaniu i znalazłam cudowne uczucie, na innym polu musi się psuć dla zachowania równowagi. Wcześniej myślałam, że moim obowiązkiem jest walka o pewien wyobrażony idealny stan rzeczy, oczywiście wzorowany na zaobserwowanych poczynaniach moich koleżanek. Nie udawało się - depresja, małe zwycięstwo - wariacka radość. Te skrajne emocje prowadziły mnie powoli do załamania.
Nadszedł dzień mojego otwarcia się, gdy zadzwoniła do mnie moja droga przyjaciółka. Miałam już plan, przedsięwzięłam odpowiednie kroki. Nikt inny nie pomyślał tak o mnie jak ona. Wykrzyczała mi do słuchawki: Czy w ogóle pomyślałaś o mnie?!? Rozmawiałyśmy przez 45 minut krzycząc i płacząc na przemian. Dokonała cudu - ruszyła moje obojętne chore serce. Odwiodła mnie od tego planu. Choć przez następne lata pomysł ten wpadał do głowy od czasu do czasu, zawsze pamiętałam jej słowa, jej niezapomnianą barwę głosu, wysoką kojarzącą się ze śliwką. Przypominała mi o wiośnie, kiedy to zawsze chodziłyśmy na spacery.
Moja przyjaciółka też miała problem, bardzo podobny do mojego. Rozumiała mój ból. Nie poddawała się. Jej serce było tak wielkie, że zdołało objąć również taką niewdzięczną osobę jak ja. Czemu, zapytasz? Ponieważ po jakimś czasie kontakt się urwał z mojej winy. Byłam świadkiem nieprzyjemnego incydentu. Nie wiedziałam jak się zachować. Unikałam spotkania aż do wyjazdu na studia. W dniu jej urodzin obiecałam sobie, że ją odwiedzę. Najpierw w domu, później w szpitalu. W czasie najbardziej pracowitym dostałam wiadomość o jej śmierci. Nie mogłam jej nawet godnie pożegnać, czego żałuję po dzień dzisiejszy.

Tą historię piszę po to, byś zrozumiał, czytelniku, że żadna przeszkoda nie zatrzyma złotego serca i przenigdy nie wolno sobie odpuszczać, ani się poddawać. Upadłeś? Powstań, wyciągnij wnioski i przyj dalej do przodu! Niech to ziarno wykiełkuje i da wielki plon. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz