Witajcie
:)
Znów piszę z dużym opóźnieniem.
Prawdziwym powodem była niewielka aktywność tutaj, lecz pewna osoba wciąż
namawiała mnie do podzielenia się moją historią. Stąd też jestem ja, ten post i
to, co chcę Wam przekazać, a to najważniejsze.
Ostatnio sporo
działo się z moim życiu. Wciąż poznaję nowych ludzi. Niektórzy są wyjątkowi,
niektórzy okropni. Wciąż dążę do osiągnięcia swego celu. Wciąż spotykają mnie
przykre wypadki, jak o w życiu. Jeśli układa się w pracy, w końcu podniosłam
się z kolan po zerwaniu i znalazłam cudowne uczucie, na innym polu musi się
psuć dla zachowania równowagi. Wcześniej myślałam, że moim obowiązkiem jest
walka o pewien wyobrażony idealny stan rzeczy, oczywiście wzorowany na
zaobserwowanych poczynaniach moich koleżanek. Nie udawało się - depresja, małe
zwycięstwo - wariacka radość. Te skrajne emocje prowadziły mnie powoli do
załamania.
Nadszedł dzień
mojego otwarcia się, gdy zadzwoniła do mnie moja droga przyjaciółka. Miałam już
plan, przedsięwzięłam odpowiednie kroki. Nikt inny nie pomyślał tak o mnie jak
ona. Wykrzyczała mi do słuchawki: Czy w ogóle pomyślałaś o mnie?!?
Rozmawiałyśmy przez 45 minut krzycząc i płacząc na przemian. Dokonała cudu -
ruszyła moje obojętne chore serce. Odwiodła mnie od tego planu. Choć przez
następne lata pomysł ten wpadał do głowy od czasu do czasu, zawsze pamiętałam
jej słowa, jej niezapomnianą barwę głosu, wysoką kojarzącą się ze śliwką.
Przypominała mi o wiośnie, kiedy to zawsze chodziłyśmy na spacery.
Moja przyjaciółka
też miała problem, bardzo podobny do mojego. Rozumiała mój ból. Nie poddawała
się. Jej serce było tak wielkie, że zdołało objąć również taką niewdzięczną
osobę jak ja. Czemu, zapytasz? Ponieważ po jakimś czasie kontakt się urwał z
mojej winy. Byłam świadkiem nieprzyjemnego incydentu. Nie wiedziałam jak się
zachować. Unikałam spotkania aż do wyjazdu na studia. W dniu jej urodzin
obiecałam sobie, że ją odwiedzę. Najpierw w domu, później w szpitalu. W czasie
najbardziej pracowitym dostałam wiadomość o jej śmierci. Nie mogłam jej nawet
godnie pożegnać, czego żałuję po dzień dzisiejszy.
Tą historię piszę po
to, byś zrozumiał, czytelniku, że żadna przeszkoda nie zatrzyma złotego serca i
przenigdy nie wolno sobie odpuszczać, ani się poddawać. Upadłeś? Powstań,
wyciągnij wnioski i przyj dalej do przodu! Niech to ziarno wykiełkuje i da wielki
plon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz